Film "Kamienie na Szaniec" Lektura, Historia, Braterstwo, Ku Pokrzepieniu Serc
Tu zamieściłem kilka różnych opini o filmie. W ostatnim czasie film jest chwalony i krytykowany.
Sami zadecydujcie która opinia jest najtrafniejsza.
Moje zdanie jest następujące.
1/ przeczytać książkę ze zrozumieniem.
2/iść na film i poukładać sobie w głowie wszystko co piszą mądrzy tego filmowego świata.
3/dopiero wtedy usiąść w kręgu harcerskim, postawić tezy ZA i PRZECIW podyskutować, przedstawić swoje rację i ochłonąć.
Piotr Pamuła
"Kamienie na szaniec" - zanim obejrzysz film, przeczytaj książkę. "Typ nowej młodzieży, która nową, lepszą Polskę budować będzie"
.... Na plakatach filmowych jest wyraźny dopisek: „Przeczytaj książkę”.Taka promocja książki przy okazji filmu wydaje się cenna z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze, o wiernym bądź nie przeniesieniu tego co napisał Aleksander Kamiński na ekran, można uczciwie rozmawiać tylko po przeczytaniu tego, co napisał Aleksander Kamiński. Logiczne, prawda? Poza tym, warto promować czytanie zawsze, a szczególnie w czasie, kiedy prawie pewnym jest, że wielu uczniów „zaliczy” tę lekturę tylko dzięki filmowi.„Kamienie na szaniec” czytałem w czasach szkolnych, teraz wróciłem do tej lektury.
Po przeczytaniu książki, tym bardziej czekam na film. Kamiński pisał o czasach okupacyjnych, kiedy to wojna zabrała Alkowi, Rudemu i Zośce możliwość rozwoju.
Fatalne jest wykolejenie nas wszystkich w nauce i przygotowania do dobrego opanowania fachu, z którym ma się wejść w życie. (…) Grozi nam to wielkie niebezpieczeństwo, że wejdziemy do swych zawodów jako dyletanci i niedouki. Warunki okupacji utrudniają walkę z tym niebezpieczeństwem. Najważniejsze, co w tej mierze zrobić możemy, to zawsze zdawać sobie sprawę z własnych braków i przy każdej sposobności te braki zmniejszać- mówili młodzi konspiratorzy na jednej z odpraw. Imponująca jest sama świadomość tego, że wojna się kiedyś skończy i, że trzeba będzie rozpocząć pozytywistyczna prace na rzecz odbudowy Ojczyzny. Nie tylko fizyczną odbudowę, ze zgliszczy i gruzów, ale także odbudowę moralną. Dlatego oni czytali, rozmawiali, dyskutowali, spierali się o kwestie dla nich ważne. Zgadzali się lub nie zgadzali w kwestii wiary, przyjaźni, lojalności. Pracowali nad sobą, w warunkach, jakie były im dane.Pod koniec książki jest przytoczony krótki fragment wspomnień ojca Tadeusza Zawadzkiego „Zośki”, kiedy dzieli się refleksjami na temat swojego syna:Znajduję w Tadeuszu typ, jaki w najśmielszych marzeniach wyobrazić sobie chciałem, jako typ nowej młodzieży, która nową, lepszą Polskę budować będzie. Widzę w nim, tak rzadko niestety spotykane, połączenie głębi duchowej, czystych intencji, czystego życia z umiejętnością brania życia w garść i nieprzeciętnym talentem organizacyjnym i wychowawczym- mówił o Zośce jego ojciec.
Takiego Zośkę chcę zobaczyć na ekranie. Chcę, żeby swoją postawą zaimponował współczesnym 22-latkom (w takim wieku Tadeusz Zawadzki zginął). Życzę też Robertowi Glińskiemu, aby po obejrzeniu jego filmu młodzież chciała być taka jak byli Rudy, Alek i Zośka. I dla siebie nawzajem i dla Polski.
Patriotyzm, przyjaźń, braterstwo - o tym m.in. opowiada film "Kamienie na szaniec", który trafi do kin 7 marca.
Adaptacji książki Aleksandra Kamińskiego podjął się reżyser Robert Gliński.
Główne role, "Zośki" i "Rudego", zagrali Marcel Sabat i Tomasz Ziętek. Film zaprezentowano w piątek na zamkniętym pokazie w Warszawie.
Zdjęcia do "Kamieni na szaniec" realizowane były w sierpniu i wrześniu w Warszawie i Lublinie. Scenariusz filmu napisał dla reżysera Dominik W. Rettinger, we współpracy z Wojciechem Pałysem.
Gliński tłumaczył przed rozpoczęciem zdjęć, że pracując na literackim materiale, twórcy dokonali wyborów i skrótów. Gdyby przenieść na ekran całą książkę, powstałby film zbyt długi - mówił.
Skoncentrowano się na relacji dwóch bohaterów, Tadeusza Zawadzkiego (w jego roli Marcel Sabat) i Jana Bytnara (Tomasz Ziętek). Aleksy Dawidowski "Alek" jest jedną z postaci drugoplanowych. Zagrał go Kamil Szeptycki.
Film ma strukturę trzyczęściową. Część pierwsza opowiada o życiu bohaterów "Kamieni na szaniec" w okupowanej Warszawie. Obejmuje wydarzenia do momentu aresztowania "Rudego". Pokazane są m.in. relacje Zawadzkiego i Bytnara z ich dziewczynami. Sympatię "Zośki" Halę Glińską zagrała Sandra Staniszewska. W ukochaną "Rudego" Monię Trzcińską wcieliła się Magdalena Koleśnik. Przedstawione zostały także rodzinne domy obu chłopaków. Rodziców "Rudego" zagrali Danuta Stenka i Artur Żmijewski, a ojca "Zośki" Krzysztof Globisz.
"Zośka" i "Rudy" działali w przedwojennym harcerstwie, (...) w 1941 r. przystąpili do Szarych Szeregów. Aktywnie uczestniczyli w małym sabotażu, m.in. zrywali flagi hitlerowskie. W końcu 1942 r. znaleźli się w Grupach Szturmowych, które były formacją nastawioną na walkę zbrojną z okupantem. (...). Rok 1943 był dla nich tragiczny - aresztowanie "Rudego", akcja pod Arsenałem, potem śmierć Bytnara i kilka miesięcy później "Zośki" - przypomniał reżyser.
W następnej części filmu prowadzone są równolegle dwa wątki. Pierwszy związany jest z "Rudym" męczonym przez gestapo. Oprawcami "Rudego", którzy brutalnie przesłuchiwali go w gmachu w al. Szucha, byli SS-Rottenfuehrer Ewald Lange i SS-Oberscharfuehrer Herbert Schultz. W filmie zagrali ich aktorzy z Niemiec, Wolfgang Boos i Heiko Raulin.
Drugi wątek dotyczy reakcji "Zośki" na aresztowanie i katowanie przyjaciela. Zawadzki postanawia za wszelką cenę uwolnić Bytnara z rąk gestapowców. Odbicie "Rudego" to była oddolna inicjatywa grupy harcerzy i "Zośki"; wbrew bardzo wielkiemu oporowi przełożonych, udało się tę akcję przeprowadzić - opowiadał Gliński.
Sceny, w których gestapowcy brutalnie biją Bytnara, starając się wydobyć z niego informacje o kolegach z Szarych Szeregów i relacjach młodzieży z Armią Krajową, zrealizowane zostały przez ekipę w tym samym pomieszczeniu, w którym "Rudy" naprawdę był katowany. W kolejnych scenach filmu pokazane zostały ostatnie chwile życia odbitego przez przyjaciół "Rudego", którego ciało po brutalnym biciu jest jedną wielką raną - próby ratowania Bytnara przez lekarzy, których o pomoc błaga Zawadzki.
W części trzeciej filmu Gliński pokazał reakcję Zawadzkiego na śmierć przyjaciela - głęboką depresję "Zośki" po stracie "Rudego", a także po stracie wielu innych kolegów, wśród nich "Alka".
Zawadzki próbuje poradzić sobie z piętnem śmierci, które go dotknęło. W tym czasie ma miejsce jego konflikt z ojcem - "Zośka" zarzuca ojcu, że to m.in. wskutek jego postępowania do uwolnienia "Rudego" doszło późno. Jednocześnie zrozpaczona dziewczyna Bytnara prosi "Zośkę", by zemścił się na gestapowcach Schultzu i Langem.
Film kończy się atakiem na strażnicę w Sieczychach. W akcji tej, przeprowadzonej w nocy z 20 na 21 sierpnia 1943 r., poległ "Zośka".
Literatura ku pokrzepieniu serc
W materiale poświęconym kinowej adaptacji Gliński napisał: Książka "Kamienie na szaniec" nie była rekonstrukcją faktów historycznych. Zarówno bohaterowie, jak i opowiedziane wydarzenia zostały podporządkowane idei, która przyświecała Kamińskiemu podczas pisania książki w 1943 r. A tworzył ją ku pokrzepieniu serc - dla społeczeństwa wymęczonego okupacją, dla harcerzy, którzy stracili swoich przyjaciół. Tak zresztą, po przeczytaniu maszynopisu powieści w 1943 r., powiedział o autorze Tadeusz Zawadzki: "Trzeba uznać jego prawo do nadawania sylwetkom bohaterów opowiadania takich cech, jakie autor uważa za potrzebne. Książka nie jest zatem dokumentem, ale opowiadaniem stworzonym przez Aleksandra Kamińskiego" (cytat za Janem Rossmanem).
Musiałem zatem dotrzeć także do innych materiałów, które portretowały bohaterów oraz opisywały akcję odbicia "Rudego" pod Arsenałem. Najciekawsze to relacja siostry "Zośki" Anny Zawadzkiej i jego przyjaciela Jana Rossmana w książce poświęconej Tadeuszowi Zawadzkiemu. Wiele faktów podaje Stanisław Broniewski "Orsza", naczelnik Szarych Szeregów. (...) Bardzo ciekawa jest relacja spisana przez samego Tadeusza Zawadzkiego z kwietnia 1943 r., zatytułowana "Kamienie przez Boga rzucone na szaniec", która nota bene stała się materiałem wyjściowym do książki Kamińskiego - pisze dalej reżyser filmu.
Wśród innych źródeł informacji Gliński wymienił wspomnienia własnej matki (której zadedykował film "Kamienie na szaniec"). Mama była w Szarych Szeregach, znała "Zośkę", a potem walczyła w kompanii "Rudy", "Batalionu Zośka" w powstaniu warszawskim - opowiadał.
W obsadzie "Kamieni na szaniec" są też m.in.: Andrzej Chyra, Wojciech Zieliński i Olgierd Łukaszewicz. Autorem zdjęć jest Paweł Edelman. "Kamienie na szaniec" to produkcja dofinansowana przez Polski Instytut Sztuki Filmowej.
Reżyser "Kamieni na szaniec": udało się oddać w filmie ducha książki
Jeśli chodzi o wierność książce, to na ekranie udało się oddać ducha powieści - zaznaczył w rozmowie z PAP reżyser Robert Gliński. Filmowa adaptacja "Kamieni na szaniec" Aleksandra Kamińskiego, skoncentrowana na relacji "Zośki" i "Rudego", trafi do kin 7 marca.
PAP: Zadedykował Pan ten film swojej mamie, która należała do Szarych Szeregów.
Robert Gliński: Mama, Marta Alicja, była sanitariuszką w Batalionie "Zośka". Brała udział w Powstaniu Warszawskim. Opowiadała, że pierwszym rannym, którego opatrywała w Powstaniu i który umierał na jej rękach, był Niemiec - młody chłopak postrzelony w brzuch. Kiedy mama opatrywała tego chłopca, on, jęcząc, mówił do niej o swojej własnej matce. Tymczasem rok wcześniej mamę mojej mamy, czyli moją babcię, Niemcy rozstrzelali na dworcu.
W książce Anny Borkiewicz-Celińskiej "Batalion +Zośka+" jest fotografia mamy. Obok znajduje się zdjęcie "Alka", a pod tym zdjęciem fotografia Alfreda, chłopaka mamy, który zginął w powstaniu. To Alfred wciągnął mamę do Szarych Szeregów. Mama była o kilka lat młodsza od "Zośki", "Rudego" i "Alka". Była zwykłą harcerką - tacy ludzie jak "Zośka" - dowódca Grup Szturmowych Chorągwi Warszawskiej, czy "Rudy" - dowódca Hufca Ochota w Chorągwi Warszawskiej Szarych Szeregów - byli dla niej idolami.
Mama opowiadała o nich z dystansem.
PAP: Jaka charakterystyka wyłania się z tych wspomnień oraz z lektur, które ma Pan za sobą?
R.G.: "Zośka" był poważny, osobny - w tekście spisanym po Akcji pod Arsenałem nazwał siebie samotnikiem, wyznał, że miał nieco utrudnione kontakty z innymi, bo był zamknięty w sobie. Jednocześnie był bardzo dobrym dowódcą. Czuł się odpowiedzialny za kolegów. Potrafił sprawnie dowodzić, rozdzielać zadania, powierzać funkcje, był świetnie zorganizowany. "Zośka" był introwertykiem. Tymczasem "Rudy" ekstrawertykiem. Miał wyrazisty temperament, był pełen energii, towarzyski, utalentowany w wielu dziedzinach.
"Alek" nie chciał strzelać. Bo nie chciał zabijać. Czy jednak, skoro nie chciał strzelać, był tchórzem? Nie, wręcz odwrotnie. "Alek" był niebywale odważny. Akcja, której dokonał w biały dzień - usunięcie z pomnika Kopernika tablicy z napisem "Dem grossen Astronomen", zakrywającej polską inskrypcję "Mikołajowi Kopernikowi - Rodacy", wiązała się z ogromnym ryzykiem. "Alek" miał kilka takich bardzo ostrych zagrań.
Strzelać czy nie - to był dylemat Szarych Szeregów od początku. Ciągle prowadzono dyskusje i spory, jak funkcjonować - czy walczyć i zabijać, czy decydować się tylko na mały sabotaż. Co z tego, że strzelano do okupanta, wroga, który też zabija. Chodziło o sam fakt zabicia człowieka. Przecież harcerstwo powstało po to, by wychowywać młodzież w duchu czystości etycznej. Piąte przykazanie to: "Nie zabijaj".
PAP: Dlaczego książka Kamińskiego cieszy się taką popularnością do dziś?
R.G.: Opowiada o wartościach, do których tęsknimy. O poświęceniu, braterstwie, podejmowanych decyzjach: że wybieramy czasem śmierć, ale w imię ideałów. Kolejne pokolenia są szczęśliwie zakorzenione w codzienności spokojnej, ale być może zazdroszczą tamtemu pokoleniu jego ideałów.
PAP: Czy trudna jest realizacja filmu na podstawie takiej książki?
R.G.: Każda adaptacja to interpretacja dzieła. Trzeba dokonywać skrótów, ponieważ materiał literacki jest zazwyczaj zbyt obszerny. W "Kamieniach..." opisanych jest bardzo wiele wydarzeń, jest mnóstwo postaci drugoplanowych. Aby to wszystko przenieść na ekran, musiałbym zrobić film 15-godzinny. Musieliśmy zawęzić liczbę postaci. Okroiłem np. wątek "Alka" - jest on w filmie jedną z postaci drugoplanowych. Główny akcent położyłem na "Zośkę" i "Rudego". Jeśli chodzi o wierność książce w sensie przeniesienia na ekran jej ducha - mam wrażenie, że się udało.
PAP: Zapowiadał Pan, że bohaterowie nie będą w filmie "pomnikowi".
R.G.: Spiżowi bohaterowie byliby niewiarygodni. Nie ma ludzi ze spiżu. Widz zobaczy fajnych chłopców, którzy mają bardzo różne cechy i rozwiniętą zdolność analizy własnej osobowości. W listach, dokumentach, które zostały po "Zośce" czy "Alku", chłopcy piszą też o swoich wadach, o tym, że muszą nad sobą pracować. Krytykują siebie, udzielając także uwag kolegom: musisz się poprawić, to trzeba robić inaczej, weź się za siebie.
Oni często się spotykali, chłopcy i dziewczyny, bawili się, tańczyli, dyskutowali. Nie były to klasyczne prywatki. Chcieli po prostu ze sobą pobyć. Czasem bawili się w teatr, film. "Rudy" grał np. arabskiego księcia, a jego dziewczyna Monia księżniczkę i kręcili to kamerą; kawałek scenariusza tego filmu się zachował. To była fajna młodzież.
PAP: Jeśli chodzi o strukturę filmu, ma on trzy części.
R.G.: Pierwsza opowiada o środowisku harcerzy, o tym, jak żyli, funkcjonowali podczas okupacji. O akcjach małego sabotażu. O koleżeństwie, przyjaźni, miłości. O dziewczynach bohaterów, rodzinach "Zośki" i "Rudego". Ta część kończy się aresztowaniem "Rudego".
Następną można nazwać filmem akcji. "Zośka", początkowo samotnie, przy oporze ze strony przełożonych, stara się doprowadzić do odbicia "Rudego". To jeden z wątków. Drugi przedstawia katowanie "Rudego" w gmachu w al. Szucha, gdzie siedzibę miało gestapo. Oprawcami Bytnara byli Ewald Lange i Herbert Schultz.
Część trzecia to zrobione trochę w stylu bergmanowskim kino zadumy nad wartościami, sprawami ducha. "Zośka" zostaje sam. Po śmierci "Rudego" i wielu innych kolegów, wśród nich "Alka", pogrąża się w depresji. Nachodzą go refleksje nad fundamentalnymi wartościami etycznymi. Film kończy się atakiem na strażnicę w Sieczychach. Podczas tej akcji poległ "Zośka".
PAP: Główne role powierzył Pan debiutantom. Zawadzkiego zagrał Marcel Sabat, Bytnara - Tomasz Ziętek. Kto jeszcze jest w obsadzie.
R.G.: M.in.: Sandra Staniszewska w roli dziewczyny "Zośki" Hali Glińskiej; Magdalena Koleśnik jako Monia, dziewczyna "Rudego"; Kamil Szeptycki w roli "Alka"; Krzysztof Globisz jako Józef Zawadzki, ojciec "Zośki"; Danuta Stenka jako Zdzisława Bytnarowa, matka "Rudego"; Artur Żmijewski jako Stanisław Bytnar, ojciec "Rudego"; Wojciech Zieliński jako Stanisław Broniewski "Orsza", dowódca Akcji pod Arsenałem oraz Andrzej Chyra - jako odpowiedzialny za kontakty z Szarymi Szeregami major Jan Kiwerski, który od 1942 r. był dowódcą Oddziałów Dyspozycyjnych, a potem Oddziałów ("Motor" - "Sztuka") Kedywu Komendy Głównej AK. Langego i Schultza zagrali Niemcy, Wolfgang Boos i Heiko Raulin.
PAP: Podobno sceny katowania "Rudego" kręciliście w tym samym pomieszczeniu, w którym Bytnara przesłuchiwano naprawdę.
R.G.: Tak. W obecnym Ministerstwie Edukacji Narodowej. Przesłuchiwania "Rudego" w marcu 1943 r. nie odbywały się w piwnicach gmachu w al. Szucha, tylko w gabinetach biurowych. W gmachu MEN do dziś zachowało się wiele elementów wystroju wnętrz sprzed wojny i z czasów wojny - stare klamki, okna, drzwi.
PAP: Jak ocenia Pan film pod względem wiarygodności historycznej? Podobno konsultant historyczny prof. Grzegorz Nowik wycofał się ze współpracy z Wami? Pytanie także o wnuka Aleksandra Kamińskiego Wojciecha Feleszko - czy on oglądał już film?
R.G.: Prof. Nowik miał zastrzeżenia co do rozwiązań niektórych scen. Mówił, że są niewiarygodne w warunkach konspiracyjnych. Na przykład zbiórka młodzieży w lesie w mundurach - ja mam zdjęcia, na których jest taka zbiórka, ale profesor mówił, że to niemożliwe, żeby byli w mundurach. Były pewne spory w kwestii przedstawienia niektórych scen. Ostatecznie profesor powiedział, że mimo całego szacunku dla filmu musi się wycofać.
Pan Wojciech Feleszko oglądał film kilkakrotnie, ale różne jego wersje, różniące się zawartością. Ostatniej wersji nie widział. Na początku film mu się podobał. Potem pan Feleszko zaczął zmieniać swój pogląd na jego temat.
Wiarygodność historyczna odnosi się do wydarzeń, a także do spraw scenograficznych, spraw mundurów, broni. W trakcie prac nad filmem mieliśmy oddzielnych konsultantów do wszystkich tych spraw.
Rozmawiała: Joanna Poros
TOMASZ RACZEK
Moja recenzja: KAMIENIE NA SZANIEC
24 lutego 2014,
Widziałem ten film na specjalnym, przedpremierowym pokazie. Już po dziesięciu minutach projekcji stało się jasne, że o sukcesie nie może być mowy. Potem było coraz bardziej przygnębiająco a we mnie narastało uczucie podobne do tego, które mialem podczas przemówienia Julii Tymoszenko, wygłoszonego na kijowskim Euromajdanie tuż po zwolnieniu jej z więzienia: padają wielkie słowa, drży napięta do ostateczności struna emocji, słowa "śmierć", "walka", "serce", "ojczyzna" powtarzane są na okrągło a po drugiej stronie... cisza.
Brak reakcji. A więc jeszcze mocniejsze słowa: o barykadach, kulach w sercu, krwi, męce, winie, wolności. Ze łzą w oku! Na najwyższej nucie! Już prawie histerycznie! Dygocąc! A po drugiej stronie - głuchy pomruk i cisza. A więc nie udało się przenieść emocji na odbiorców! Pozostali nieufni.
W prasie pojawiły się zarzuty stawiane przez ludzi prawicy, że za dużo tu seksu, zmysłowości; że młodzież w czasie okupacji stosowała inne normy obyczajowe niż te, które są przyjęte dzisiaj. Atak to przedwczesny i chybiony: w “Kamieniach na szaniec” nie ma w ogóle seksu. Para młodych ludzi raz się całuje a raz budzi się w łóżku pod wspólną kołdrą i wtedy widzimy przez chwilę odkryte pośladki dziewczyny. To ma być seks? Dajcie spokój! Ale jest inny problem, znacznie poważniejszy. Otóż w filmie Roberta Glińskiego, opartym przecież na legendarnej książce Aleksandra Kamińskiego, harcerze zachowują się tak jakby zostali odmóżdżeni czyli nawet głupiej niż niektórzy dzisiejsi uczestnicy forów internetowych: w głowie mają kaszę wymieszanych bezładnie poglądów, przeświadczeń i cytatów; na otaczającą ich rzeczywistość reagują raz dziecinnie, raz neurotycznie. A podobno zdali właśnie maturę co przed II wojną światową znaczyło znacznie więcej niż teraz!
Zośka - Rudy - Alek. Ikony młodzieńczego patriotyzmu i bohaterstwa, ale także przedwczesnej, wymuszonej wojną dojrzałości. A tu: klaty po siłowni a głowy po jakiejś szczeniackiej zadymie. O harcerstwie słyszeli zdaje się tyle, że chodzi się tam w krótkich zielonych spodenkach i podkolanówkach. Słowo "dyscyplina" prawie nie istnieje. Mają w sobie hipsterskie zamiłowanie do wystylizowanego wizerunku i luźny stosunek do rozkazów. Bardzo współczesne, ale zarazem bardzo mylące jeśli wziąć pod uwagę, że twórcy filmu podkreślają iż opowiadana historia zdarzyła się naprawdę.
Wybaczam reżyserowi, że szukając odtwórców głównych ról wśród młodych, jeszcze nieznanych aktorów nie trafił na wybitne osobowości. Że legendarni dowódcy Szarych Szeregów nie mają za grosz charyzmy. Że ich motywacje są trudno czytelne a patriotyzm zbyt deklaratywny, przez to mało wiarygodny. W ogóle patrząc na “Kamienie na szaniec” mam ochotę wybaczyć dużo, prawie wszystko, ale za nic nie wybaczę… wyrachowania.
Zbyt poważam Roberta Glińskiego, by posądzać go o cynizm artystyczny, ale coś w tym filmie uwiera mnie nieznośnie. Sposób pokazania okrucieństwa tortur, stosowanych przez Gestapo na przesłuchiwanym Rudym, robi na mnie wrażenie precyzyjnie, na zimno obliczonego “efektu”, mającego wbić widzów w fotel. Mój kłopot polega na tym, że nie wierzę tu w czyste intencje: w to, że zastosowane środki wynikają z konieczności dramaturgicznej i chęci przedstawienia historycznej prawdy a nie zamiaru emocjonalnego dowalenia widzom. Dlatego właśnie te efektownie sfilmowane tortury nie zrobiły na mnie wrażenia. Poczułem się za to atakowany przez mechaniczną pięść, wysuwającą się z ekranu na komercyjnej sprężynie.
Kiedyś, po obejrzeniu “Pornografii”, zrealizowanej przez Jana Jakuba Kolskiego na podstawie powieści Witolda Gombrowicza, zapytałem reżysera, czy lubi książki tego autora. Ponieważ dał odpowiedź wymijającą, poprosiłem, żeby wyjaśnił dlaczego podjął się realizacji tego filmu. Odpowiedź znowu nie była jasna, ale wynikało z niej mniej więcej coś takiego, że na zrobienie filmu, na podstawie własnego scenariusza nie zdołał zebrać funduszy, a na film według Gombrowicza czekały gotowe pieniądze.
Boję się zapytać Roberta Glińskiego, dlaczego zrealizował “Kamienie na szaniec”…
Tomasz Raczek
KOLEJNY OPIS SYTUACJI PO FILMIE
Wojenne historie, czyli Kamienie na szaniec
Arkadiusz Bojarun
W przeciwieństwie do wielu forumowych krytyków byłem i obejrzałem.
I podobał mi się.
Teraz wszyscy święcie oburzeni na ową produkcję mogą przestać czytać, bo będę uzasadniał dlaczego mi się podobało i dlaczego krytycy tego filmu nie mają racji. Bo wg mnie nie mają.
Uważni czytelnicy mogli już zauważyć, że zdecydowanie wolę książki. Ruchome obrazki mają oczywiście swoje zalety, ale książki to… książki (przekonanych do tego twierdzenia przekonywać nie muszę, nieprzekonani… trochę mi ich szkoda). Jednak oglądam kino historyczne, bo wprawdzie nie dorasta książkom do pięt, ale jednak pokazuje wojenne historie z innego punktu widzenia i powstające w innej wyobraźni. Mam swoje ulubione filmy wojenne, niekoniecznie historyczne, bo warto odróżnić „Tylko dla orłów” od „O jeden most za daleko” oba są wojenne, ale tylko ten drugi jest filmem historycznym.
Filmy historyczne warto oglądać także dlatego, że od lat to kino kształtuje świadomość historyczną zwykłych ludzi. Czasem wkurza nas, gdy kolejny amerykański hit kinowy w sposób perfekcyjnie komercyjny pokazuje rozstrzygający wkład Ameryki w zwycięstwo (jakiekolwiek zwycięstwo). Wiemy o tym i jasno widać, że jeśli chcemy przypomnieć naszą historię światu, ale także naszym rodakom, musimy o niej robić filmy. Najlepiej dobre komercyjne filmy.
Jako miłośnika historii wkurzają mnie odstępstwa od historii w owych historycznych filmach i skróty w opowiadanym zdarzeniu, ale jako widz akceptuję to bo wiem, że czasem są konieczne dla zachowania owej wymaganej przez komercyjność atrakcyjności filmu.
Takie są właśnie „Kamienie na szaniec”: to atrakcyjna, kinowa, nie nudna opowieść o młodych ludziach i ich własnej wojnie toczonej z Niemcami, okupantami. To harcerze z Szarych Szeregów, który to kryptonim przyjęła w czasie wojny część męska ZHP.
Młodzi, choć nie tacy znów młodzi bo pełnoletni, harcerze przeżywają swoją młodość w konspiracji dusząc się w narzuconym przez organizację podziemną reżimie. Na początku wystarcza im „Mały sabotaż”, akcje propagandowe: rozrzucanie ulotek, gazowanie kin, słynne zdjęcie niemieckiej tablicy z pomnika Kopernika, ale chcą wziąć bardziej czynny udział w walce z okupantem. W walce z bronią w ręku, choć mają wątpliwości co do jej użycia i oczywiste trudności z jej zdobyciem.
Bohaterowie „Kamieni na szaniec” wg reżysera Glińskiego zeszli o jeden schodek z piedestałów na jakich postawił ich Aleksander Kamiński, autor książki. Bo Gliński zrobił ich bardziej współcześnie, bardziej bliskich obecnej młodzieży i to mi się podoba. Kamiński bowiem napisał swoją książkę w nieprzypadkowej sytuacji, w czasie wojny, pod okupacją, wtedy gdy legenda „Zośki”, „Rudego” i „Alka” była potrzebna do walki, nie tej z karabinem i ładunkiem wybuchowym, ale tej o duszę i nadzieję.
Dodatkowo po wojnie książkowe „Kamienie na szaniec” i ich legendarni bohaterowie znów byli potrzebni, bo zarówno harcerstwo jak i Polacy znów musieli przypominać sobie o opisanych wartościach. Harcerze z Szarych Szeregów wg Glińskiego są bardziej dzisiejsi, mimo że otoczeni drugowojenną Warszawą i ubrani jak ich pierwowzory wydają się jakby wyjęci spomiędzy młodych ludzi z sali kinowej.
Jednak to, co dla jednych jest ogromną wadą, ja widzę jako zaletę, bo może przez to są bliżsi współczesnym i łatwiej będzie się młodym ludziom z nimi utożsamiać. A przez to podłapią trochę ideałów, które jak się ostatnio okazało, są u nas w deficycie. Bo to film również o ideałach, o przyjaźni, harcerskim braterstwie, chęci walki za Ojczyznę…
Czy można było to zrobić lepiej? Tak, trzy sceny są kompletnie do d…., znaczy złe są wg mnie. Scena przysięgi w mundurach i pogoni za Niemcami w lesie jest zupełnie groteskowa i psuje patetyczność potrzebną przy tej akurat okazji; pogoń za więźniarką wygląda jakby była z innego filmu, a śmierć „Zośki” to znów pójście na łatwiznę i jakieś takie zbyt przewidywalne zakończenie… szkoda bo po usunięciu jednej i poprawieniu dwóch scen film byłby jeszcze lepszy.
W filmie Glińskiego jest kilka wątków, które pokazują trochę inaczej samą historię najbardziej znanej akcji Szarych Szeregów, wyraźniej akcentują powód, dla których AK zgodziła się na nią i co mnie szczególnie poruszyło pokazują inne ofiary i bohaterów tej historii – rodziców głównych bohaterów.
Często gloryfikując młodych Szaroszeregowców zapominamy o tym, że byli dziećmi swoich rodziców. Oczywiście gdy jako harcerz czytałem książkę też o nich nie myślałem, sam robiłem takie rzeczy, że moja Mama z całą pewnością bała się o mnie. Teraz jako dorosły lepiej to rozumiem, choć pewnie daleko mi do zrozumienia rodziców, których syn mógł nie wrócić do domu z każdego spaceru czy wyjścia z domu nie mówiąc o jakiejś akcji na mieście.
Dlaczego film się nie spodobał jego krytykom jeszcze przed premierą? I to do tego stopnia, że mało nie rozpętano akcji bojkotu i pikiet pod kinami?
Odpowiedź jest jedna i jedynie słuszna, a napiszę to jako instruktor harcerski (w stanie spoczynku) i były rzecznik prasowy ZHP: harcerze nie mają wobec siebie, swojej historii, swoich idei, żadnego dystansu. Od lat zapominają, że harcerstwo nie istnieje dla idei, a dla dzieci i młodzieży. Reżyser Gliński zaś, jak już napisałem wcześniej, odważył się harcerskich bohaterów sprowadzić o jeden stopień z piedestału i pokazać jako zwykłych młodych ludzi, którymi byli. Nie zabrał im bohaterstwa i nie uchybił ich ideom, ale pokazał żywymi ludźmi, a z harcerskimi pomnikami się tak nie postępuje.
Pomarańczarnia
Zanim poszedłem na film przeczytałem list harcerzy z „Pomarańczarni”, macierzystej drużyny głównych bohaterów i ciekawy byłem na ile ich zarzuty znajdę uprawnione w filmie. Zupełnie bez zdziwienia stwierdzam, że większość z nich związana jest z przeraźliwym przewrażliwieniem harcerzy. Czy ojciec „Zośki” przedstawiony jest w filmie jako osoba tchórzliwa i niczego nie rozumiejąca? Czy raczej jako troskliwy rodzic bojący się o syna? Czy naprawdę można było odnieść wrażenie, że bohaterów nie obchodzą masowe represje i egzekucje? Co do postaci „Orszy” i majora Kiwerskiego, łącznika między AK a harcerzami: ich rola nie była łatwa, musieli być buforem pomiędzy zapalczywą i często bezmyślną młodością, a wojskową wstrzemięźliwością i planowaniem. Ich rola, zarówno w życiu, jak i w filmie, nie była łatwa. Jednak wg mnie zdali egzamin, choć musieli pozwolić na „Akcję pod Arsenałem” i wbrew słowom „Zośki” – to na nich właśnie spoczęła odpowiedzialność za jej konsekwencje.
Tomasz Raczek
Co ciekawe, z recenzji Tomasza Raczka, którego bardzo sobie cenię, dowiedziałem się przede wszystkim, że lubi harcerstwo i jest do niego przywiązany na tyle, że przyjął także jego wadę zbyt poważnego traktowania legend. Oczywiście sympatia do harcerstwa pana Raczka powoduje, że lubię go jeszcze bardziej, niemniej tym razem nie mogę się z nim zgodzić. Młodzi harcerze przedstawieni w filmie nie są pokazani jako „głupi i groteskowi”, targają nimi różne wątpliwości, które nakładają się na normalne problemy wieku dojrzewania, przez co, od czasu do czasu, mówią i robią głupio – zupełnie jak ich dzisiejsi rówieśnicy.
Gdybym przeczytał recenzję pana Tomasza przed pójściem do kina spodziewałbym się scen tortur „Rudego” rodem z „Piły” albo innego horroru, czy „Pasji” Mela Gibsona. Tymczasem praktycznie nie pokazano owych tortur a tylko przypalanie papierosem, które samo w sobie potworne, nie powinno już nikogo szokować w kinie. A swoją drogą wydaje mi się, że „Rudego” ów przebrzydły Niemiec przypalał dwa razy pod rząd tym samym papierosem co chyba jest niemożliwe.
Film polecam obejrzeć nie tylko jako rozrywkę, ale także jako podstawę do rozmowy o poświęceniu dla Ojczyzny, braterstwie, przyjaźni i o tym, jak wojna zwalnia ludzi od trzymania się swoich wartości.
Na koniec jedna, osobista uwaga krytyczna. Po lekturze książki pozostała mi w pamięci trójka bohaterów: „Zośka”, „Alek” i „Rudy”. W „Akcji pod Arsenałem” (filmie z 1977 roku) wydaje mi się, że „Rudego” sprowadzono do roli ofiary, zaś w filmie Glińskiego jest dwóch głównych bohaterów „Zośka” i „Rudy”, gdzieś znika postać „Alka”.
I KOLEJNY ARTYKUŁ
NASZ WYWIAD Danuta Rossman o filmie Glińskiego: Zobaczyłam wielką nieprawdę
Wszystko zostało nieprawdziwie pokazane: krzywdząco dla organizacji i dla poszczególnych bohaterów. Szkoda, że taki obraz pójdzie w świat - powiedziała o ekranizacji "Kamieni na szaniec" adiutantka Tadeusza Zawadzkiego "Zośki" Danuta Rossman w rozmowie z portalem telewizjarepublika.pl
Ekranizacja kultowej książki okupacyjnej "Kamienie na szaniec" już jutro trafi do kin. Portal telewizjarepublika.pl rozmawiał z osobą, dla której pozycja Kamińskiego to nie tylko książka, fikcja literacka, ale opowieść o bliskich jej ludziach. Danuta Rossman, harcerka Szarych Szeregów, łączniczka Tadeusza Zawadzkiego "Zośki", uczestniczka Powstania Warszawskiego.
telewizjarepublika.pl:
Czy w filmie Roberta Glińskiego zobaczyła Pani swoich przyjaciół? Czy ożyły wspomnienia sprzed przeszło 70 już lat?
Danuta Rossman: Absolutnie nie. Niestety muszę powiedzieć, że te postacie nie tylko fizycznie, ale i charakterologicznie są zupełnie inne niż były one naprawdę. Mam do filmu wiele zastrzeżeń. Przede wszystkim nie została oddana prawda historyczna, ani to, jacy byliśmy, ani co robiliśmy i w jaki sposób. Wszystko jest przeinaczone. Alka Dawidowskiego właściwie w filmie w ogóle nie ma. Gdzieś tam podobno mignęła jego postać, ale ja w ogóle jej nie widziałam.
A jak do rzeczywistości ma się kreacja Stanisława Broniewskiego? Pani z mężem przez wiele lat przyjaźniliście się z nim.
Stanisław Broniewski został pokazany zdecydowanie negatywnie. Gorzej aniżeli w rzeczywistości. Właściwie żadna z postaci nie została pokazana prawdziwie. Tak, jak rodzice chłopców, którzy w ogóle nie są odważni. Przecież wtedy wszyscy byli w jakimś stopniu zaangażowani w nasze narodowe sprawy, wykazywali w tej kwestii odwagę. Państwa Bytnarów nie poznałam tutaj. A profesor Zawadzki…
Kwestia profesora Zawadzkiego jest również interesująca. Co Pani myśli o tym bohaterze filmu?
Profesor Zawadzki był przedwojennym profesorem Politechniki, rektorem, człowiekiem wielkiej klasy i inteligencji. Był wysoki, szczupły, przystojny – nic nie jest w jego kwestii tak, jak być powinno. Co więcej jest pokazane, że on właściwie spiskował przeciwko synowi. To wszystko razem to jedna nieprawda.
Bardzo obawiała się Pani ujęcia sytuacji o charakterze obyczajowym, tych związków damsko- męskich, o których rozmawiałyśmy w poprzedniej rozmowie.Co Pani zobaczyła?
Zobaczyłam również wielką nieprawdę. Mogę tak powiedzieć, bo znałam bardzo blisko zarówno Halę, jak i Tadeusza. Poza tym wiem, jak wtedy było. Owszem, podkochiwaliśmy się w sobie wzajemnie. Zresztą nie mówiliśmy o sobie „partner”, ale po prostu "sympatia", czyli człowiek, którego lubię, który mi się podoba, z którym mogę się spotkać. Ale o tym, żeby się całować, trzymać jakoś „w pół” na ulicy – mowy nie było. Nikt tego nie robił. To nie było potrzebne. A miłość wyrażała się w inny sposób. W każdym razie nie pójściem do łóżka. Nieprawda za nieprawdą.
Czyli zbyt duża swoboda interpretacyjna reżysera?
Tak, zdecydowanie. Jeśli mam jakiś żal, to, że można było zrobić film poruszający ogólnie tę tematykę. Ale bez nazwisk, bez posługiwania się konkretnymi rodzinami. Można było podać fikcyjne postacie i wtedy można robić wszystko, co się chce.
Bez używania tytułu „Kamienie na szaniec”?
Oczywiście.
Jeśli poruszyłyśmy już kwestię swobody interpretacyjnej, to jakby Pani oceni ukazanie widzom Tadeusza Zawadzkiego, jego usposobienia?
Charakterologicznie zupełnie inny człowiek. To był faktycznie urodzony, charyzmatyczny dowódca – świetny zresztą. Cieszył się dużym autorytetem nie tylko jako dowódca wojskowy, ale także wśród swoich kolegów. To, że tak się wahał, że miał wątpliwości… no nie było takich momentów.
W filmie zobaczyliśmy scenę, jak „Zośka” siedzi z pistoletem w ręku z zamiarem odebrania sobie życia.
No to zupełna nieprawda i zachowanie niepasujące do Tadeusza.
Często padają porównania do poprzedniego filmu o bohaterach „Kamieni…” – "Akcji pod Arsenałem" Łomnickiego. Czy Pani też porównuje teraz te filmy?
Przyznam szczerze, że wtedy nie odebrałam go pozytywnie. Te wydarzenia były mi za bliskie, żebym to miała oglądać na dużym ekranie. Dziś oglądając tę ekranizację, myślę, że jednak tamten był lepszy.
Jakaś refleksja końcowa na temat filmu?
Właściwie chłopcy bez przerwy się tylko rzucają, nie wiedzą co mają robić. Nieprawdziwie to wszystko zostało pokazane - krzywdząco dla organizacji i dla poszczególnych bohaterów. Szkoda, że taki obraz pójdzie w świat.
Rozmawiała Anna Piotrowska